Koło Przewodników Świętokrzyskich przy Politechnice Warszawskiej powstało pod koniec 1969 roku. Aby dobrze zrozumieć tamte, słusznie minione czasy, oddajmy głos starym przewodnikom:


HISTORIA STUDENCKIEGO KOŁA PRZEWODNIKÓW ŚWIĘTOKRZYSKICH

Lekką ręką w malignie pisana


Matką Jego była Politechnika Warszawska, a ojcem podobno Przemysław Pilich, który jednak odmawia płacenia alimentów, twierdząc że był tylko ojcem duchowym. Świadkami narodzin mniej więcej 10 lat temu było dwudziestu kilku zapaleńców, którzy wszystko musieli robić gołymy ręcamy. Pierwszym prezesem był P.Pilich (a wiec jednak maczał w tym palce). Są to jednak czasy prehistoryczne i szczegółów najstarsi przewodnicy nie pamiętają (głównie z powodu sklerozy). W tamtych zamierzchłych czasach opracowano model bluzy przewodnickiej, oraz wybrano odpowiedni kolor. Dzięki temu bluza może służyć jako szmatka do czyszczenia butów przed dancingiem na zjeździe przewodnickim, jak też jako okrycie wierzchnie na samym dancingu. Kolor szary jest kolorem ochronnym. Dlatego w ogóle nie widać naszych przewodników w okolicach Nowin.
Ach! W Nowinach mieć dom. Nasze Koło zapragnęło mieć schronisko na Przełęczy Jeleniowskiej. To były czasy!
Koronną imprezą Koła od samego początku była Rajd Świętokrzyski. Numer Rajdu w danym roku kalendarzowym oblicza się wg wzoru:
N = r – 1955, gdzie r – rok kalendarzowy.
Przykład: W roku r = 1978 N = 1978 – 1955 = 23, a więc odbył się 23 Rajd Świętokrzyski. Zauważamy, że w roku powstania SKPŚ (r = 1969) N=14, a więc Rajd jest starszy niż Koło i to jest ciekawe.
Były też inne ciekawe akcje, np. rajd narciarski, który zmarł śmiercią naturalną z powodu niespodziewanego ocieplenia się klimatu. Ostatnio idea tego rajdu została wskrzeszona, głównie dzięki postępowi technicznemu (nartorolki).
Kolejne przejścia przewodnickie coraz śmielej penetrowały teren, by dotrzeć wreszcie na samą Łysicę (611 m n.p.m). Z triangulka na szczycie stwierdzono organoleptycznie, że Góry Świętokrzyskie są nie tylko piękne, ale i paleozoiczne, co dodatnio wpłynęło na rozwój turystyki. W tych czasach bywały Rajdy Świętokrzyskie, w których brał udział sam J.M. Rektor Politechniki Prof. A. Kiliński, a na zakończeniu w pobliżu Bartka przy ognisku występował Zespół Pieśni i Tańca PW. Studenci na czas rajdu otrzymywali zwolnienia z zajęć, a pociąg rajdowy wiozący ponad 1000 uczestników przyjeżdżał do Warszawy około 7.00 rano w poniedziałek. Studenci dziarsko z plecakami maszerowali na wykłady.
No cóż - wszystko płynie. Spływali również przewodnicy na dorocznych spływach kajakowych organizowanych wspólnie z wodniakami. Były spływy na Pilicy, Sanie, Weli. Większość jednak woli pływanie w bagnach świętokrzyskich. Najwięcej ku temu jest okazji na zawodach na orientację, tradycyjnie organizowanych w czasie rajdu Jesień Świętokrzyskich. W czasie rozwieszania punktów kontrolnych niejednokrotnie można było trafić na prawie niezniszczone w głębi Puszczy Świętokrzyskiej punkty z poprzednich lat. Raz nawet natrafiliśmy na zabłąkaną drużynę z poprzednich zawodów, która pytała o drogę do Skarżyska. Wskazaliśmy im przeciwny azymut wychodząc z założenia, że zawodnicy powinni uczyć się na własnych błędach. Oni poszli jednak w jeszcze innym kierunku, tłumacząc że muszą uwzględnić deklinację magnetyczną i więcej o nich nigdy nie słyszałem. Jedne z zawodów odbywały się w zadymce śnieżnej. Wszyscy zawodnicy uznali, że nazwa Piekło (Niekłańskie) jest uzasadniona.
Kolejni prezesi dawali z siebie wszystko. Były to jednostki gotowe poświęcić szczęście osobiste dla dobra Koła. Pilich, Kowalska, Piskorz, Olczak, M. Majewski, Pawłowski, Osmólski (2x), Sołtyski, Godlewski. Niektórzy z nich smutnie kończyli (małżeństwo). Ich pamięć pozostanie zawsze żywa. Była kiedyś zasada, że co drugi prezes powinien być z Radomia.
Energia kolejnych prezesów działała pobudzająco na przewodniczki i przewodników. Pojawiły się kolejne imprezy, takie jak Rajd Primaaprilisowy, który dawnymi czasy przebiegał w rejonach Studzianny i Nowego Miasta. Powrót odbywał się za pomocą kolejki wąskotorowej, która na tę okoliczność miała wydłużony skład o 200%. Pierwszy wagon był przeznaczony dla ludzi, a drugi dla turystów. Ścisk był taki, że nie było gdzie palca wetknąć, a jeszcze pod ławkami wesoło perkotały juwelki i warzyła się strawa.
Pierwsze Zgrupowanie Turystyczne - Lasy Przysucha odbyło się pod hasłem "wszędzie pustka, cisza głucha, to jest rajd Lasy Przysucha", które zostało ułożone przez uczestnika tego rajdu (jedynego), gdyż nie mógł on trafić na miejsce biwaku.
Kolejne zgrupowania poszły jednak jak z płatka. Zaobserwowano nową formę turystyki. Większość uczestników przyjeżdża na rajd samochodami FIAT 126. Od czasu wprowadzenia zakazu wjazdu do lasu zmuszeni są jednak do pokonywania niektórych odcinków trasy pieszo. Na biwaku tradycyjne i bardzo zjadliwe muszki-przysuszki. Stąd wśród uczestników stosunkowo wysoki procent masochistów. Normalni zmuszeni są do owijania poszczególnych części ciała ręcznikami, co nadaje Zgrupowaniu charakterystyczną oprawę plastyczną.
Od pewnego czasu w Kole panuje atmosfera zezwierzęcenia. Pelikan, Wróbelek, Zając, Miśka, Żuraw, Piskorz, Żubr, Szczygieł, Pixi - te pseudonimy mówią same za siebie.
Staramy się jako Jelenie lub Orły Świętokrzyskie utrzymywać ścisły kontakt z terenem. Chętnie zamienimy kilka słów z rolnikiem czy gajowym. Kiedyś przechodząc przez Kamień Michniowski o północy podczas zawodów na orientację spotkałem człowieka o ponurym wyglądzie, który miał przewieszony przez ramię podłużny oksydowany przedmiot. Spytałem
- Dlaczego idzie Pan w góry o tej porze? - a on odpowiedział wierszem
- Idę w góry, bo jestem ponury.
Do dziś najwięksi specjaliści w Kole głowią się nad rozwiązaniem zagadki, jaką była wieloznaczna odpowiedź.
A specjalistów w Kole mamy mnóstwo. Największym i najstraszniejszym jest Mezon. W czasie przejścia przewodnickiego w 1974 r. pastwił się nad kursantami w nader wyrafinowany sposób. Za najdrobniejsze przewinienia udzielał kary "ZOM" (Zakaz Opuszczania Mezona) a następnie bezlitośnie odpytywał. Było tak przez 17 dni przejścia, przy czym tylko dwa dni były bezdeszczowe i Mezonowi odkleiła się podeszwa - tup-klap-tup-klap...
Wielu specjalistów wyżywa się pracując w Komisji Wydawniczej, której trzon stanowili Pilichowie. Powstało wielkie trzytomowe dzieło "Góry Świętokrzyskie - Słownik Krajoznawczy" oraz inne np. "Stare Kuźnice", "Iłża", "Rodopy", "Trasy autokarowe", "Kampania wrześniowa i partyzantka na Kielecczyźnie" (te dwa dzięki współpracy z A. Jankowskim), "Architektura", "Bodzentyn", "Wąchock", "Św. Krzyż", "Zabytki Kielecczyzny", "Skarżysko", "Trasa Warszawa - Radom", "Przysucha", "GŚ w życiu Stefana Żeromskiego", "Herby", itp.
W przygotowaniu są następne pozycje, ale nie wiadomo kiedy się ukażą. Oto ich tytuły: "Z tobołkiem i z młotkiem pneumatycznym po Górach Świętokrzyskich", "Turyści jadom na Radom", "Okolice Przysuchy w oczach gajowego Maruchy", "Pół słowa na temat Pińczowa"... Z beletrystyki ukażą się: "Krowa z Suchedniowa" i "Kto zaorze gołoborze?". Z cyklu "Moje rozmowy z nadleśniczym na Wykusie" wspomnienia z roku 1977 przygotowuje Staszek S., a z roku 1978 Andrzej M. Z poezji polecam wiersz zaprzyjaźnionego Japończyka p.t. "Naga - Jaga".
Wiele uwagi poświęca się w SKPŚ sprawom szkolenia. Odbyło się w zamierzchłej przeszłości wiele wycieczek szkoleniowych, organizowanych z reguły przy ścisłej współpracy z Kołem PTTK nr 1, które podniosły poziom wiedzy przewodnickiej. Np. na wycieczce szlakami zajazdów romańskich nocleg we Włocławku wypadł w dużej sali zbiorowej z kotarą. Jakie było nasze zdziwienie, gdy kotara rozsunęła się i okazało się, że jesteśmy na scenie olbrzymiej hali widowiskowej, a rzekoma kotara jest po prostu kurtyną. Niestety tego dnia publiczność nie dopisała, a było na co popatrzeć. Najpierw leciał Michał O. w szlafmycy i koszuli nocnej, a za nim kupa dziewczyn, które chciały sprawdzić co on ma pod spodem. Kiedy indziej nocowaliśmy na statku rzecznym wyrzuconym przez fale na brzeg pod Toruniem. Mimo uroczystej akademii górniczo - hutniczo - barbórkowo - mikołajkowo - andrzejkowo - polarno - morskiej nie udało nam się zlikwidować przechyłu statku, bo zabrakło balastu. Innym razem doszło do zbiorowej bitwy na poduszki w stacji turystycznej w Białogonie (1975) którą potem zlikwidowano. Tak więc trzeba było szukać nowych terenów dla działalności turystycznej; znaleźliśmy je w Rodopach i Indiach. Powracający stamtąd przewodnicy zgodnie orzekli, że najlepiej jest w Górach Świętokrzyskich i założyli bazę namiotową, która świadczy te usługi dla miejscowej ludności w zakresie udzielania noclegów dla tych, których wygnały z domu wstrętne baby.
Na zakończenie kilka zagadek na znajomość terenu. Pierwsze wyrażenie z reguły jest przeciwieństwem poszukiwanego, a drugie powinno się jakoś kojarzyć:
- co to za kraina? "Doliny Świętokrzyskie"
- co to za miasto? "Donosicielsko - Drewniana"
- co to za góra? "Plereza"
- co to za miejscowość? "Wesoła Maryny"
- co to za człowiek? "Izolator Diablokrzyski"
Kto wie, niech nie nadsyła rozwiązania na adres: Studenckie Koło Przewodników Świętokrzyskich 00-661 Warszawa, Pl. Jedności Robotniczej 1, Stara Chemia, p. 301, bo i tak nie będzie losowania cennych nagród.

ZWIEDZAJ GOŁOBORZE, BO JAK NIE TO BĘDZIE GORZEJ.
Lojalnie ostrzega Czarek.
W tym miejscu ciśnie się na usta jedno pytanie - kim był tajemniczy Michał O. Pewnie nigdy się nie dowiemy. Ale do rzeczy
(i tutaj zalecamy zajrzeć do Zeszytu Historycznego na L-lecie).